# menu

:: strona główna
:: - - - - - - - - - - - - - ::
:: napisz do mnie!


 # Walentynki czyli paranoja opanowała świat
   
Dziś nad światem wstał kolejny pieprzony dzień. Dzień, tym gorszy, bo 14 lutego czyli jebane walentynki. Dla niektórych dzień rozkoszy, dla innych upodlenia. Oto definicja tego "święta" według śmiesznej skarbnicy wiedzy, czyli Nonsensopedii.

Walentynki - dzień 14 lutego, w którym kwiaty drożeją o 500%. Rośnie także liczba odbytych stosunków seksualnych, wydanych pieniędzy oraz zajętych miejsc w restauracjach i pubach. Dobra okazja, aby się podlizać. Różowy jest oficjalnym kolorem Walentynek (oraz homoseksualistów).

Ponadto Walentynki mają swoją drugą nazwę - walętynki. Jest to święto obchodzone 14 lutego przez desperatów. Tego dnia z nieznanych powodów niektórzy ludzie z ogromną siła walą głowami w tynki. Najgorsze zniszczenia spowodowane tym świętem odnotowano w 2003 roku. Wiele budynków zostało zrujnowanych. Do tej pory naukowcom nie udało się wyjaśnić tego zjawiska. Dlaczego akurat w tym dniu ludzie z niewytłumaczonych przyczyn walą głową w tynki z całej siły?



Wiele mówi prawda? Ja osobiście NIENAWIDZĘ! tego dnia. Nie jest to spowodowane tym, że akurat jestem singlem, gdy byłem w parze, też miałem tego powyżej uszu. Wydawać kupę kasy na gówniane święto, które nawet nie jest dniem wolnym? Pierdole to! Jak widzę zakochanych po uszy małolatów, albo dziadów, którzy wręczają sobie kwiatki, serduszka (kurwiście czerwone), albo inne zbędne gówna, które w domyśle mają pokazać jak bardzo kochają tą drugą osobę! Ale proszę kurwa państwa! To nie o to chodzi! Miłość, jeśli w ogóle istnieje coś takiego powinna być okazywana każdego dnia o każdej godzinie! Czy ten głupi dzień musi być "zmuszaczem" do pokazania, co się czuje? A co z samotnymi, którzy w ten dzień wypłakują sobie oczy, bo nikt nie napisał im nawet: Spierdalalaj? Czy to uczciwe? Wiecie, że według statystyk w dzień tego "święta", podwaja się liczba samobójstw? I gdzie tu kurwa sens pytam. Manifestować miłość, której nie ma na co dzień? Co innego, jeśli manifestujemy to zawsze i bez okazji. Ale jak często to robimy?

Problem Walentynek poruszył kiedyś odcinek "Świata według Bundych". Moim zdaniem amerykańscy scenarzyści w genialny sposób pokazali jak to święto funkcjonuje. Oto główny bohater Al. Wraca do domu i żona od razu czeka na prezent. Tak jest zresztą nadal, bo w związku "prezent" wydaje się czymś obowiązkowym. Niestety człowiek ten nie pamiętał o tej okazji i musiał w ekspesowym tempie pobiec do ostatniego otwartego "Walentynkowego Sklepu". W sklepie tym, mężczyźni, którzy również zapomnieli o 14 lutym bili się o ostatnie kawałki kartki z życzeniami, albo o przeterminowane czekoladki. Oczywiście cena było odpowiednio wyższa, dla spóźnialskich. Absurd sięgał tam poziomu takiego, że skromny bukiecik transportowali ochroniarze, a za prezent, można było zapłacić hipoteką za dom lub własną krwią. Moim zdaniem pokazanie komercji, która prześladuje tenżałosny dzień, było więcej niż zadowalające.

Nie lubię robić czegoś z musu. Nie lubię pokazywać, że kocham, jeśli nie chce. Każdy dzień w związku powinien być Walentynkami. Jeśli "dziś" istnieje tylko po to, by udawać i wymuszać, to ja to pierdole. Chuj z tym komercyjnym świętem. Globalizmowi i wyzyskowi mówimy nie! Dziękuję. Skończyłem, idę się upić...

 designed by xing   :: do góry ::