# menu

:: strona główna
:: - - - - - - - - - - - - - ::
:: napisz do mnie!


 # xing i pfl... wybrali się do teatru... (gościnnie w narożniku niebieskim sama pfl...)


   
Komercja, wszędzie komercja. Wszędzie? I nie i tak. Oto waleczny Xing i cyniczna (inteligenta, błyskotliwa, piękna, wysportowana, mądra...) Pfl... wybrali się do teatru. Razem postanowili walczyć ze złem i występkiem. Jak atomówki. Po łyknięciu odpowiedniej dawki związku X ruszyli na stare miasto gdzie wulgarnie czekał na nich szok (SZOK!), czyli: Spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Aktorskiego. Dramat o rolach kobiety i mężczyzny w naszej cywilizacji, o uczuciach i przemocy między nim - o namiętnościach, które we współczesnym (zhierarchizowanym i zautomatyzowanym) świecie tak trudno nazwać i oswoić.

Tekst sztuki odwołuje się do "Bachantek" Eurypidesa - pojawiają się w nim postaci Dionizosa, Penteusza i Agawe - jako duchy, które opętują bohaterów, odkrywając ich prawdziwą osobowość i naturę. Na co dzień stłumione i zracjonalizowane, wybuchają - wyzwalając, ale często także niszcząc bohaterów. W sztuce pojawiają się też dwie bardzo ciekawe i mocno znaczące kulturowo postacie: Baron Sunday (alias Baron Samedi) - władca voodooo, przywódca wszystkich duchów śmierci oraz Herculine Barbin - postać XIX wiecznego hermafrodyty odkrytego przez Michela Foulcaulta. Oni odnieśli ostateczne zwycięstwo nad cywilizacją i jej normami - pierwszy istnieje na granicy życia i śmierci, drugi zniszczył swym istnieniem podział na męskie i żeńskie - są oni (podobnie jak tytułowe ptaki) symbolami wolności, lotu i wyzwolenia, do których dąży każdy z bohaterów. (czyli "Usta pełne ptaków")

Brzmi skomplikowanie co? I takie było, zajebiście popierdolone (było po prostu offowe...) . Była historia panny, co utopiła dziecko. Znaczy nie wiadomo czy to zrobiła, bo zły duch cały czas przeszkadzał w dialogu wyzywając jej męża i nakłaniając do zabójstwa.. [...] naszczaj mu na twarz, zesraj się do oczu. On śmierdzi, jest cały w gównie. Zabij go, uwolnisz siebie... pozbędziesz się mnie...(Ciekawe czemu zawsze te najbardziej kontrowersyjne kawałki zapadają ludziom w pamięć?) [...] - więc jak widać fabuła była ostra (ostra, ale idealnie pokazywało to relacje współmałżonków kiedy to pierwsze zauroczenie już dawno minęło. On pieprzy głupoty, ona udaje, że go słucha, popada w depresję, myśli jak się od niego oderwać, myśli o zabiciu dziecka. Zły duch był tu uosobieniem jej myśli. A co ciekawe duchem tym był Penteusz, który to sprzeciwił się odprawianiu obrzędów ku czci Dionizosa, i został zabity przez własną matkę. Więc motyw dzieciobójstwa pięknie się tu splata.) . Było też coś na kształt zebrania, jakby grupy relaksacyjnej wymyślającej rozmaite kłamstwa (No wymyślali kłamstwa i wymówki, ale kto z nas dziś tego nie robi? Już tak to jest, że czasem łatwiej skłamać, niż powiedzieć prawdę.) i tłumiącej agresję codzienności. ("agresja codzienności" no tak, ładny neologizm) . Był ksiądz, który zastanawiał się, jaką płeć ma Bóg, babka, która była spirytystką. I tu ciekawostka, bo kobieta ta nie wierzyła, że potrafi łączyć się z duchami. Do chwili, aż jedna dusza, każąca nazywać się "księżniczką" uświadomiła jej, że jednak istnieją zjawy. (a tą dusza była Agawe, matka Penteusza. Była to patronka księżyca, a symbolizować miał to biały balonik, którym się bawiła. Tak mi się przynajmniej wydaje.) Bardzo ciekawy był dialog pewnego człowieka ze swoim znajomym o prosiaku. Ów człowiek zakochał się w jednej śwince i nie mógł wytrzymać rozłąki z nią. Zakradał się w dzień i w nocy na farmę, aby patrzyć na swoją miłość. Jego, żona coraz bardziej wkurzona całym zajściem zgodziła się nawet adoptować prosię, na co bohater jednak się nie zgodził. Niedługo potem doszła wiadomość, że "tuczniki idą na rzeź", człowiek zakochany jest zdolny do wszystkiego, więc ruszył na ratunek. Niestety, nie zdążył, świnia była już w plasterkach. Zauważyć trzeba, że pokazanie zwierzęcia było w dość ciekawy sposób przeprowadzone. Świnia była ukazana jako kobieta w brudnych poszarpanych ciuchach, już po śmierci, zwierzęcia rzeźnicy wnieśli ciało dziewczyny w plastikowym worku. Jest to ciekawa metafora, miłości, która jest wewnętrzna a niekoniecznie fizyczna. Miłości w najważniejszym tego słowa znaczeniu. (To było cholernie smutne, a aktor który grał tego mężczyznę jakoś mi zapadł w pamięć.) Tak samo historia hermafrodyty została ukazana w sposób sprytny i przewrotny. Hermafrodyta - w ciele faceta rozmawia sam ze sobą, a obok jego kobieca dusza. Opowiada tę samą historię. Ogólnie jeszcze więcej podobnych psychoz zostało ładnie wplecionych do sztuki, która fabularnie jest zbitkiem różnych czasów i kultur, lecz została doskonale przeniesiona w dzisiejsze realia. Mnie najbardziej urzekła "kiczowata" muzyka i Pong, widoczny na tle. ( A mnie zieleń tych krzeseł. Piękny kolor.) To trzeba zobaczyć. (Trzeba, bo po przeczytaniu tych wywodów i tak nikt nie będzie wiedział o co chodzi.)

Już w drodze powrotnej zorientowaliśmy się, ze niewiele rozumiemy z tego przedstawienia, ale było super. (Z tego co gdzieś tam przeczytałam, na początku przygotowań do przedstawienia aktorzy też musieli się zastanawiać o co tam tak naprawdę chodzi. Więc nie jest tak źle.) Na szczęście jest internet i teraz już wszystko jest jasne. (Dla mnie nadal parę drobnych epizodów jest niejasnych. Cóż chyba zanim się pójdzie na offowy spektakl, trzeba przeczytać wszystkie opisy i recenzje, nie odbiera to smaku przedstawienia, a pozwala lepiej go zrozumieć. Przeraża mnie jedynie, że inni chyba zrozumieli, bo zaczęli klaskać nim koniec przedstawienia stał się oczywisty. Może oni zrozumieli puentę. A może wcale nie było jednej puenty? Wolę myśleć, że każdy wyciągnie tam swoją własną. Trzeba jednak przyznać, że taki spektakl to majstersztyk, bo coś pozornie bez ładu nagle zaczyna go nabierać i przekazywać bardzo ważne treści. Tylko jak je wyłapać w tym zamęcie? A co do symboliki tytułu, to moim zdaniem ptaki trzymane w ustach są symbolem tego wszystkiego co w sobie tłumimy, pragnień, marzeń, naszego prawdziwego ja. Ale nie chcemy wypuścić ich na wolność, bo w świecie konwenansów, sztywnych reguł, z góry ustalanych zasad i strachu nie ma dla nich miejsca. Nie ma miejsca dla wolności.

Pozostał jeszcze temat jak działają te przeklęte kody kreskowe, ale już w innej historyjce przyjdzie na to czas.... (a ten końcowy tekst umniejsza i zmniejsza przestrzeń do przemyśleń i zamyśleń po mojej wspaniałej puencie wolnościowo-końcowej która to powstałą w meandrach mojej metafizycznej pozaświadomości.) o.


I tak się kończy wycieczka pary pięknych cyników do świata sztuki.
 designed by xing   :: do góry ::