|
|
|
|
# adelki walka z nudą II - KJÓIK MOIDEJCA
|
|
|
|
Nigdy nie zabijam niewinnych. Każda moja ofiara chociaż trochę musiała mnie
lubić.
Jestem Moidejcą od kilku lat. Ciężko powiedzieć, co dzieje się w mojej
głowie z chwilą, gdy decyduję: zamoiduję. Niektórzy robią to pod wpływem
emocji. To jest strach. U mnie jest to skomplikowany proces trwający ponad
rok. Nie jest to rzecz prosta. Wymaga cierpliwości i poświęceń.
Już samo znalezienie ofiary może zająć dużo czasu. Nie może być to byle kto.
W końcu spędzę z tą osobą wiele miesięcy. W końcu znajduję odpowiednią. Nie
zawsze wiem już w pierwszej chwili, że to właśnie ona. Czasem przychodzi to
z czasem.
Staram się pokazać siebie z jak najlepszej strony. Zawsze tak się dzieje,
gdy poznajemy nową osobę. I ja również dla mojej ofiary staram się jak mogę.
Moja ofiara z każdym dniem coraz bardziej mnie lubi. A ja lubię moją ofiarę.
Lubię na nią patrzeć. Lubię się nią opiekować. Mogę dla niej zrobić
wszystko. Mogę zmienić wszystko i wszystkich. Naprawdę mogę się postarać.
Przywiązuje się do niej. Tęsknię do niej. Pilnuję jej. Nie pozwalam, by
daleko odchodziła, bo przecież to niebezpieczne. Nie pozwalam jej spotykać
się z innymi, bo może to niebezpieczne. Prawdziwa przyjaźń -
odpowiedzialność. Nie pozwalam jej na zbyt głębokie oddechy, żeby przez
przypadek nie zadławiła się powietrzem.
Właśnie to wielkie przywiązanie jest podstawą moidejstwa. Pożądanie jest
podstawą modejstwa. I poświęcenie jest podstawą moidejstwa. Każdy Moidejca
musi mieć te trzy rzeczy opanowane do perfekcji.
Czasem ofiara czuje się winna, co mnie bawi, a czasem próbuje się bronić, co
również mnie bawi. Często jest zdezorientowana. Nie wie co robić, do kogo
się zwrócić. [...]
Powoli się dusi.
Bawią mnie ludzie zdenerwowani, czerwoni ze złości, krzyczący, zaczynający
się jąkać, płaczący, szlochający, trzęsący się... Są słabi, żałosni i nic do
nich nie dociera. Są tacy brzydcy, mali... Nie wiedzą, co robić, szukają
oparcia, odrzucają pomoc... Doprowadzają mnie do śmiechu. Śmieszy mnie
bezsilność.
Niestety, w chwilach słabości mojej ofiary nie mogę pozwolić sobie na
śmiech. Nie wypada. Czasem ją uspokajam, zapewniam o wspaniałej przyszłości,
głaszczę po głowie, przytulam... Sprawiam, że czuje się bezpieczniejsza.
Sznureczków jest tylko kilka. Szybko można się zorientować, za który trzeba
pociągnąć...
Nic złego nie robię. Nikt nie udowodni mi winy. Moidejstwa bywają doskonałe.
[...]
Ofiara jest za słaba, by walczyć, za słaba by uciec. Za słaba, by prosić o
pomoc. Za słaba, by nazwać wszystko słowami. Za słaba, by zrozumieć, co się
dzieje. Za słaba nawet na to, by się poddać.
|
|
|
|
|